Cześć, nazywam się Sofia. Nie
jestem ssakiem, jak pewnie myślicie, lecz jestem gadem. Żyję u
wybrzeży wyspy Zakinthos i pływam w Morzu Jońskim. Należę do
gatunku żółwi Caretta Caretta. Jest nas niewiele, naprawdę
niewiele...
Przez kilka miesięcy, kiedy woda
jest gorąca, a słońce mocno ogrzewa moją skorupę, widzę
rozwrzeszczane istoty na mocno przechylonych w moją stronę
łodziach. Za każdym razem, kiedy się wynurzam słyszę głośne
krzyki: - TAM JEST!
Kątem oka widzę, a czasem nawet zostaję
oślepiona przez dziwne błyski. Patrząc, szczególnie, na małe
ucieszone stworzonka, mam wrażenie, że jestem popularna, a przede
wszystkim lubiana. Choć jesteście bardzo hałaśliwi, dzięki Wam
czuję się potrzebna. Mam nadzieję, że mam rację.
Chciałabym opowiedzieć Wam
przygodę, która miała miejsce kilka lat temu. Razem z moim
przyjacielem Samem podpłynęliśmy blisko waszych łódek. Nagle na
powierzchni wody zauważyłam chyba nowy lśniący w słońcu gatunek
meduzy. Pojawił się tak jakby wyrzucony z waszej łodzi.
Mój przyjaciel niestety był bliżej
i to on szybciej dopłynął do nagrody. Ta w ogóle nie uciekając,
okazała się łatwą zdobyczą. Zawiedziona odwróciłam się i
odpłynęłam. Tego dnia ostatni raz widziałam Sama. Myślę, że
bardzo mu posmakowały „Wasze meduzy” i popłynął szukać
innych...
W 1999 roku utworzono Morski Park
Narodowy Zakinthos, którego podstawowym celem jest ochrona żółwi
Caretta Caretta. Degradacja środowiska połączona często z
bezmyślnością ludzi doprowadziła do tego, że żółwie tego
gatunku należą do zagrożonych całkowitym wyginięciem. Działania
ekologów oraz restrykcje prawne sprawiły, że istnieje nadzieja na
zwiększenie populacji tego największego żółwia morskiego
składającego jaja na lądzie.
– Efcharisto –
usłyszałam głos mojego właściciela zgarniającego pięć euro
od kolejnego leniwego turysty. Z niepokojem patrzyłam czy ów gruby
mężczyzna sapiąc usiądzie na moim grzbiecie, czy też może mała
dziewczynka, patrząca z dużym zainteresowaniem na mnie, która z
pewnością okaże się lekkim „bagażem”. Tym razem miałam
szczęście, kręta droga na szczyt i tylko mała istota z radością
obejmująca mnie swoimi nogami. Przez całą drogę czułam jej
zadowolenie, które okazywała mi swym pieszczotliwym dotykiem.
Zapomniałam się
wam przedstawić. Nazywam się Victoria i jestem osłem, który
zarabia na utrzymanie, przewożąc turystów na szczyt Akropolu w
„białym mieście” Lindos, na wyspie Rodos w Grecji. Codziennie w
okresie wakacyjnym czekam razem z moim towarzyszami na następnych
obcokrajowców, którzy na moim grzbiecie będą zwiedzać starszą
część miasta Lindos. Z Waszego punktu widzenia jestem ciekawą
atrakcją, zresztą w każdym sklepie można kupić pamiątkę z moją
podobizną. Rzeczywistość nie jest jednak, aż tak kolorowa, ja i
moi koledzy w ogromnym upale, często przekraczającą czterdzieści
stopni, wędrujemy krętymi i stromymi ulicami miasteczka próbując
znaleźć kawałek cienia. Jeżeli los jest łaskawy to niesiemy na
grzbiecie lekką osobę i wtedy podróż mija szybko i bez
nadmiernego wysiłku. Oczekiwanie na kolejnego pasażera jest też
często uprzykrzane przez latające insekty. Osobiście NIENAWIDZĘ
gzów, dla których ani mój ruchliwy ogon, ani gruba skóra nie
stanowią przeszkody. Mój właściciel często podczas przerw polewa
mnie wodą, być może jest to dobre dla mojego zdrowia, ale pierwsze
strugi zimnej wody przyprawiają mnie o dreszcze. Nie lubię też małej
zagrody, w której ja i moi koledzy musimy stać bardzo blisko
siebie. Ciekawe czy mój pan by się ze mną choć na jeden dzień
zamienił miejscami?
Weronika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz