Turysto, posłuchaj...

wtorek, 6 września 2016

  Cześć, nazywam się Sofia. Nie jestem ssakiem, jak pewnie myślicie, lecz jestem gadem. Żyję u wybrzeży wyspy Zakinthos i pływam w Morzu Jońskim. Należę do gatunku żółwi Caretta Caretta. Jest nas niewiele, naprawdę niewiele...
Przez kilka miesięcy, kiedy woda jest gorąca, a słońce mocno ogrzewa moją skorupę, widzę rozwrzeszczane istoty na mocno przechylonych w moją stronę łodziach. Za każdym razem, kiedy się wynurzam słyszę głośne krzyki: - TAM JEST!
Kątem oka widzę, a czasem nawet zostaję oślepiona przez dziwne błyski. Patrząc, szczególnie, na małe ucieszone stworzonka, mam wrażenie, że jestem popularna, a przede wszystkim lubiana. Choć jesteście bardzo hałaśliwi, dzięki Wam czuję się potrzebna. Mam nadzieję, że mam rację.
  Chciałabym opowiedzieć Wam przygodę, która miała miejsce kilka lat temu. Razem z moim przyjacielem Samem podpłynęliśmy blisko waszych łódek. Nagle na powierzchni wody zauważyłam chyba nowy lśniący w słońcu gatunek meduzy. Pojawił się tak jakby wyrzucony z waszej łodzi.
Mój przyjaciel niestety był bliżej i to on szybciej dopłynął do nagrody. Ta w ogóle nie uciekając, okazała się łatwą zdobyczą. Zawiedziona odwróciłam się i odpłynęłam. Tego dnia ostatni raz widziałam Sama. Myślę, że bardzo mu posmakowały „Wasze meduzy” i popłynął szukać innych...

  W 1999 roku utworzono Morski Park Narodowy Zakinthos, którego podstawowym celem jest ochrona żółwi Caretta Caretta. Degradacja środowiska połączona często z bezmyślnością ludzi doprowadziła do tego, że żółwie tego gatunku należą do zagrożonych całkowitym wyginięciem. Działania ekologów oraz restrykcje prawne sprawiły, że istnieje nadzieja na zwiększenie populacji tego największego żółwia morskiego składającego jaja na lądzie.




– Efcharisto – usłyszałam głos mojego właściciela zgarniającego pięć euro od kolejnego leniwego turysty. Z niepokojem patrzyłam czy ów gruby mężczyzna sapiąc usiądzie na moim grzbiecie, czy też może mała dziewczynka, patrząca z dużym zainteresowaniem na mnie, która z pewnością okaże się lekkim „bagażem”. Tym razem miałam szczęście, kręta droga na szczyt i tylko mała istota z radością obejmująca mnie swoimi nogami. Przez całą drogę czułam jej zadowolenie, które okazywała mi swym pieszczotliwym dotykiem.

Zapomniałam się wam przedstawić. Nazywam się Victoria i jestem osłem, który zarabia na utrzymanie, przewożąc turystów na szczyt Akropolu w „białym mieście” Lindos, na wyspie Rodos w Grecji. Codziennie w okresie wakacyjnym czekam razem z moim towarzyszami na następnych obcokrajowców, którzy na moim grzbiecie będą zwiedzać starszą część miasta Lindos. Z Waszego punktu widzenia jestem ciekawą atrakcją, zresztą w każdym sklepie można kupić pamiątkę z moją podobizną. Rzeczywistość nie jest jednak, aż tak kolorowa, ja i moi koledzy w ogromnym upale, często przekraczającą czterdzieści stopni, wędrujemy krętymi i stromymi ulicami miasteczka próbując znaleźć kawałek cienia. Jeżeli los jest łaskawy to niesiemy na grzbiecie lekką osobę i wtedy podróż mija szybko i bez nadmiernego wysiłku. Oczekiwanie na kolejnego pasażera jest też często uprzykrzane przez latające insekty. Osobiście NIENAWIDZĘ gzów, dla których ani mój ruchliwy ogon, ani gruba skóra nie stanowią przeszkody. Mój właściciel często podczas przerw polewa mnie wodą, być może jest to dobre dla mojego zdrowia, ale pierwsze strugi zimnej wody przyprawiają mnie o dreszcze. Nie lubię też małej zagrody, w której ja i moi koledzy musimy stać bardzo blisko siebie. Ciekawe czy mój pan by się ze mną choć na jeden dzień zamienił miejscami?
Weronika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
FREE BLOG TEMPLATE BY DESIGNER BLOGS