Rzeczy w piórniku ucznia

,,Jestem dziwnym stworem z Baśnioboru" (Roksana)

poniedziałek, 9 listopada 2015


 Witajcie!
Nazywam się Roxu. Jestem piękną driadą leśną. Mieszkam w drzewie i jestem duchem drzew. Driady nie tylko opiekują się drzewami, opiekują się jeszcze zwierzętami roślinami, ogólnie wszystkim co jest w lesie. Królestwo driad stoi na środku samego Baśnioboru, a inne drzewa (domy driad) stoją na około i stanowią las. Każda driada ma przypisane do siebie drzewo. Driady są niewidzialne chyba, że zdarzy się coś ważnego to wtedy stają się widzialne. Pewnego dnia w Baśnioborze gdy przechodziłam nazbierać jagody usłyszałam, że ktoś idzie, więc szybko pobiegłam do domu. To był jakiś chłopczyk który szedł ze świecą, bo była noc. Bardzo się go bałam, więc starałam się być cicho. Kiedy młodzieniec podszedł do mojego drzewa upuścił świece i moje drzewo stanęło w płomieniach. Nagle wyskoczyłam z drzewa i byłam bardzo zła na chłopca, ale potem bardzo go polubiłam. Ten chłopiec miał na imię Seth. Poszłam z chłopcem do mojego królestwa by lepiej poznał driady.



Potem poszliśmy do mojej kuzynki najady która pokazała nam piękne miejsce do zamieszkania. Seth miał siostrę Kendre która żyła w tym rezerwacie, ale miał też dziadka Stana Sorensona, babcie Ruth Sorenson, Dale'a swojego kumpla który jest w jego wieku i służącą nieśmiertelniczkę Lenę. Najada nazywała się Wera.



Seth i jego rodzina założyli dom tam gdzie poleciła im Wera. Seth i ja chodziliśmy codziennie do lasu, aż pewnego dnia Seth'a porwał jakiś dziwny stwór! Szukałam go wszędzie, ale go nie znalazłam, więc w końcu poszłam do wyroczni, która powiedziała mi, że Seth'a porwał Uki do swej jamy. Najszybciej jak mogłam udałam się tam.

                                                                C.D.N.





Golem

    Dawno temu w wakacjach. Ja skoczył szkolę, misie znudziło być w domu i mama powiedziała. Ze pojadę do babci ja . Myślał ze ja z rodzicami pojadę do morza.No co ta jest ciekawe ze babcia nie ma internetu i telewizora.Mama powiedziała ze ja wiedziałem babcie tylko raz i to było kiedy byłem mały. Mama zbierała zecy do bagażnika auto karu. Nie wiedziałem gdzie mieszka babcia, tomu spytałem mamę.Mama powiedziałam ze na wsi.Ja mówił co zile, na wsi nie ma co robisz tam sam tylko kozy i krowy.Mama mówiła ze kiedyś tez tam mieszkała. Ot powiedziała ze przyjechali my .
  Babcia ciekała na mi. Kiedy menie zobaczyła bulą zdewowana co ja est takim dorosłym. Ona mieszkała v małym domku. Mama powiedziała dowiedzeni i poechala.  Ja mam na imię Janek, ale babcia zwie mnie Jan.  Babcia gotowała obiad,  mi się nudziło i  ja poszedłem do lasu, tam było dużo drzew. Kiedy chodziłem  zobaczyłem pakunek, z niego wychodziły ryky. Otworzyłem go z nie go wyskoczył golem .On cały bul wy trawie i dębach i krzakach .I miał szkure z gliny, trzy palce na ręnkah.
On się spytał mnie:
- Kto ty?
- Ja Janek.
- A ja Cegła golem.
- Sam inne golemy ?
- Nie wiedziałem .
- A co mi robisz nie ma innyh Golemuf.
- Może będziemy kolegami.



Koniec (Wowa)

Kaczor Donald w Baśnioborze

niedziela, 8 listopada 2015



   Był taki czas, że Kaczor Donald mieszkał w Baśnioborze na skraju lasu. Jego mieszkanie było małe, ale przytulne. Kaczor bał się wychodzić ze swojej posiadłości, ponieważ słyszał, że w lesie jest bardzo niebezpiecznie, mieszkają tam demony, ogry, satyry, trolle. Donald przyjaźnił się ze świnką, lubili razem spędzać czas.
  Pewnego ranka zauważył, że świnki nie ma. Szukał jej bardzo długo, w końcu zrozumiał, że świnka została porwana. Wiedział, że nie ma wyjścia, musi opuścić bezpieczne mieszkanie. Wyruszył na poszukiwanie przyjaciela. Zabrał ze sobą zapas jedzenia i małą poduszkę.
  W lesie usłyszał dziwne dźwięki. Zadrżał. To stado złych hien zbliżało się do niego. Zaczął uciekać najszybciej jak potrafił. Nagle zobaczył wielką mysz, która machała do niego ręką i krzyczała: „Chodź za mną”. Donald zatrzymał się. Mysz przedstawiła się: „Jestem Miki”. Kaczor odpowiedział: „Jestem Donald. Proszę, pomóż mi odnaleźć przyjaciela”. Miki obiecała pomoc, natychmiast zaczęła obmyślać trasę poszukiwań. Pomyślała, że najlepiej najpierw wyruszyć na Górę Rozpaczy.
  Rozpoczęli żmudną wędrówkę. Kiedy już dotarli na miejsce, przeszukali całą górę i wszystkie jaskinie, ale nie znaleźli świnki. Zobaczyli natomiast stado dzikich trolli. Był wśród nich Neron, troll skalny, który posiada kamień jasnowidzenia. Miał duże oczy i długi szary język. Jego skóra przypominała skórę węża. Wiedzieli, że niedaleko jest jama, w której mieszka.
  Zaczęli uciekać, jednak z każdą chwilą tracili siły. Było niebezpiecznie, groźnie i przerażająco. Trolle złapały myszkę i związały sznurami. Na szczęście miała ze sobą mały miecz, więc mogła uwolnić się z pułapki.
  Miki powiedział: „Chodźmy do wiedźmy Muriel i zapytajmy ją, gdzie jest świnka”. Muriel była kiedyś żoną opiekuna Baśnioboru. Podobno była piękna. Teraz miała długie siwe włosy, brakowało jej wielu zębów. Była chuda i pomarszczona. Wyglądała strasznie, można powiedzieć upiornie, koszmarnie.
  W lesie Donald i Miki zostali porwani przez kłusowników. Uratował ich pirat Franek, przyjaciel myszki.
W końcu dotarli do chatki Muriel. Poprosili ją o pomoc. Wiedźma kazała Donaldowi rozwiązać supełek. Kaczor wykonał zadanie. Wtedy usłyszał: „Twój przyjaciel jest w domu”. Donald i Miki początkowo nie uwierzyli, ale pomyśleli, że warto to sprawdzić.  Wrócili do domu i zobaczyli…PANA ŚWINKĘ.
   Donald bardzo się ucieszył. Okazało się, że świnka po prostu poszła na grzyby. 
 Szczęśliwi zasiedli do stołu i zjedli pyszną zupę grzybową. Długo rozmawiali, śmiali się i grali w karty.
  Kaczor uświadomił sobie, że nawet najciemniejszy las nie jest groźny, jeśli ma się przyjaciół.



Jakub

Gilo-szczur Remy, czyli jak Gilo-szczury poznały, co to przyjaźń


Cześć! Mam na imię Remy i jestem Gilo-szczurem. Mam duże niebieskie oczy, mięciutkie, długie czarne futerko oraz potężne, masywne czerwone skrzydła, na których mogę wysoko wznieść się w powietrze. Uwielbiam czynić zło, oraz zajadać pyszny ser - goudę wędzoną nadziewaną jajkiem, którą robi mój brat Ratatuj - wiem jestem żarłokiem ^-^ Jestem także bardzo silny, i potrafię zionąć ogniem - nie każdy z naszego gatunku to potrafi! Jednak nie zawsze wykorzystuję te moje umiejętności umiejętności do walki.



    Mieszkam w tajemniczym lesie Baśnioborze, nikt o mnie nie wie. No może do dzisiaj... Właśnie dzisiaj zdarzyło się coś, dzięki czemu jest inaczej... Zresztą - opowiem Wam o tym! Zaczynajmy! Dzisiaj rano siedziałem sobie spokojnie w wielkim stosie liści pod starą topolą - to moja ulubiona kryjówka, i tak sobie spokojnie odpoczywałem, gdy nagle ktoś do mnie podszedł! Był on cały czerwony, olbrzymi i spozierał na mnie groźnie swoim wielkim oczyskiem. Z paszczy wystawały mu przerażające białe zębiska. Na głowie miał coś na kształt rogów - wyglądał strasznie. Przestraszyłem się go! Pomyślałem, że może szuka śniadania... (brrrr - te wielkie zęby, już widziałem jak łapie mnie nimi za moje wypielęgnowane i czyściutkie futerko) Po chwili jednak tajemniczy, ogromny, straszny stwór powiedział: cześć mały! Kim jesteś? Zgubiłeś się?






Właściwie z jego słów zapamiętałem tylko, że powiedział do mnie mały!!! Nikt nie może nazywać Gilo-szczurów małymi!!! - krzyknąłem oburzony. Odkopałem się szybko z liści topoli, zrobiłem się cały czerwony, nastroszyłem sierść się z całych sił, rozpostarłem skrzydła i już miałem ochotę uderzyć go z całej siły i zionąć na niego ogniem...





...Gdy nagle przerażający potwór powiedział: Nie gniewaj się! Po prostu jesteś uroczy!





    Uroczy?! Nikt nigdy do mnie tak nie powiedział!!!  - moje skrzydła aż złożyły się z wrażenia, a moja sierść opadła. W mojej rodzinie cały czas mówili, że jestem obrzydliwy niczym pies i wszyscy się mnie brzydzą, albo że jestem totalnym przeciwieństwem uroczego szczurka! Nikt wcześniej nie chciał ze mną rozmawiać. On musi zostać moim przyjacielem!!! - pomyślałem. Nikt nigdy nie powiedział do mnie czegoś tak miłego!
Wytrzepałem porządnie swoje czarne, lśniące futerko, rozłożyłem skrzydła. Trochę to się one mi uświniły i ubrudziły w tych liściach (muszę pomyśleć nad jakimś środkiem ochronnym do skrzydeł) i stanąłem ze słodką minką przed czerwonym stworem. Już się go nie bałem. Zapytałem więc odważnie: Zostaniesz moim przyjacielem? Jak masz na imię?Może masz ochotę pobawić się ze mną w powietrzne wyścigi? (a no tak nie masz skrzydeł... no ale może coś się wymyśli!) Czerwony stwór popatrzył na mnie jeszcze raz szeroko otwierając swoje wielkie oko i odpowiedział: mam na imię Diavollo. Bardzo chętnie pobawię się z Tobą (tylko najpierw zorganizuj mi skrzydła!). A Ty jak masz na imię? Myślałem, że Cię wystraszę swoim obrzydliwym, strasznym wyglądem i nie będziesz chciał się ze mną zaprzyjaźnić. Nie, nie wystraszyłeś mnie (skłamałem trochę), mam na imię Remy - powiedziałem nie przestając robić słodkiej minki. Lubisz bawić się w wyścigi? Jeśli tak, to tu masz proszę sztuczne skrzydła, i zaczynamy zabawę! Szkoda takiego pięknego dnia! Czerwony stwór uśmiechnął się szeroko. Rany - jakie on ma wielkie te zębiska! Zaczęliśmy zabawę. Całe popołudnie ścigaliśmy się, śmiejąc się i żartując. Dawno tak dobrze się nie bawiłem!  
                                                                 
        

Dlatego jeszcze raz powiedziałem odważnie do Diavolla - zostań moim przyjacielem. On krzyknął tylko radośnie - bardzo chętnie, chcę być Twoim przyjacielem! Każdy, z kim chciałem się zaprzyjaźnić, uciekał przede mną myśląc, że chcę go zjeść! Heh - zaśmiałem się w myślach, bo przecież ja też tak pomyślałem.





I właśnie dzięki tej przygodzie poznałem prawdziwą przyjaźń!
Czasem pozory mogą jednak bardzo mylić - dobrze jest najpierw kogoś poznać, zanim się go oceni!

Ratilove

Sekret

Drrrrrrrrrrrrrrrryń!
Dźwięk budzika obudził mnie wcześnie rano. Spojrzałam przez balkonowe okno i widząc piękną pogodę, poczułam wielką ochotę na poranny jogging. Szybko założyłam dres i pobiegłam w stronę lasu. Miałam nadzieję, że podczas biegu będę mogła zebrać myśli i w końcu znajdę pomysł na nową książkę. Tata, Brandon Mull, z pewnością nie przypuszczał, że jego książki staną się w przyszłości tak popularne, a czytelnicy będą ciągle domagać się kontynuacji. Mnie niestety przyszedł w udziale obowiązek zajęcia się tym. Pomyślałam „niestety”, ponieważ bałam się, że pomimo skończenia studiów dziennikarskich, moje zdolności pisarskie nie dorównywały talentowi ojca.
Rozważania brutalnie przerwał mi upadek o wystający korzeń. Rozejrzałam się dookoła, powoli podnosząc się z miękkiej, iglastej ściółki. Szybko zorientowałam się, że nie wiem, gdzie jestem. Zapewne byłam tak zamyślona, że ominęłam zarośnięty wysoka trawą skręt.
Miejsce, w którym obecnie się znajdowałam, nie przypominało znanego mi lasu, otaczały mnie wokół potężne drzewa. Wszędzie były dęby, buki oraz klony o potężnych konarach. Zdziwił mnie fakt, że ręce miałam pokaleczone od sosnowych igieł, a wokół nie było ani jednego drzewa tego gatunku. Przecież las, w którym zazwyczaj biegam jest iglasty! - Ta myśl mocno mnie zaniepokoiła. Z zadumy wyrwał mnie trzask gałęzi. Coś lub ktoś się do mnie zbliżało. Po chwili dostrzegłam najpierw łeb, a później całą sylwetkę konia:

Cały czas nie mogłam wyjść z osłupienia. Przede mną stał najprawdziwszy jednorożec. Pamiętam, że tata opowiadał mi często baśnie, w których pojawiały się te magiczne istoty. Marzyłam wtedy by zobaczyć białego jednorożca. Podobno takie spotkanie przynosi szczęście. Biały może tak, a czarny? Postać, która znajdowała się na wyciągnięcie ręki, była niższa w kłębię od koni, jakie spotykam na co dzień w stadninie, bo chyba zapomniałam dodać, że jazda konna to moja pasja. Pewnie dlatego ten ma taki mały róg, którego nie zobaczyłam na pierwszy rzut oka. Co ciekawe: sam róg był biały. Jednorożec był dobrze umięśniony, a jego pysk był smukły z chrapami, które przypominały mi nozdrza typowego konia. Zwróciłam uwagę na jego wielkie, piękne oczy, w których gościł smutek. Ogon i grzywa lśniły, jakby odbijając przebijające się przez liście promienie słońca. Słowa, które padały z jego ust brzmiały melodyjnie i nie zakłócało ich parskanie typowe dla konia.

Historia, którą mi przedstawił, była alternatywną opowieścią tej, którą znałam ze stron książki mojego ojca. Czarny jednorożec opowiadał, a ja zafascynowana słuchałam jego opowieści. To, co mi przedstawił, całkowicie nie zgadzało się z wersją znaną czytelnikom. Nieprawdą było to, że dziadek starał się uchronić dzieci od zła zamieszkującego Baśniobór. Z opowieści wynikało, że Stan Sorenson był złym czarnoksiężnikiem, który potrzebował dzieci, aby uwolnić prastare zło. Jednorożec przedstawiał i argumentował swoją wypowiedź w taki sposób, że trudno było w nią nie uwierzyć. Oczami wyobraźni zobaczyłam, jak „poczciwy dziadek” spiskuje z Bahumatem. Muriel Taggert, w tym samym czasie, stosowała różne zaklęcia, aby nie dopuścić demona do władzy nad światem. Mój ojciec popełnił błąd, jeśli taki można znaleźć w powieści fantastycznej. Pomylił dobro ze złem, tym samym skrzywdził tych, którzy naprawdę ratowali świat.

Drrrrrrrrrrrrrrrryń!
Dźwięk budzika obudził mnie wcześnie rano. Spojrzałam przez balkonowe okno i widząc piękną pogodę poczułam wielką ochotę na poranny jogging. Poczułam jednak jeszcze większą chęć spisania historii, która wydarzyła się wczoraj. Wczoraj? Spojrzałam w okno, niedaleko dostrzegłam malutkiego konia, który ze spokojem pasł się na łące.
Dokonałam wyboru. Usiadłam i napisałam opowieść inną niż wszystkie, jakie napisał mój ojciec. Mam nadzieję, że on i czytelnicy mi wybaczą.


                                                                                                                        Weronika G.

Założyciel Baśnioboru

  Dawno dawno temu poszedłem w góry gdzie było pięknie i chciałem tam stworzyć rezerwat. Zauważyłem, że stoi tam brzydka , stara chatka. Postanowiłem ją obejrzeć
więc poszedłem i zapytałem się kto tam mieszka. Odpowiedział mi jakiś przerażający głos, żebym uciekał, mimo to wszedłem do środka. Rozglądałem się i szukałem potwora,
jednak nigdzie go nie znalazłem. Nagle on rzucił się na mnie mówiąc, że jest wielkim Bahumatem. Wtedy uderzyłem o ziemię i powstało wielkie tornado, które porwało Bahumata. Teraz mogłem stworzyć rezerwat, ale
musiałem zniszczyć chatkę. Wziąłem wielki rozmach i uderzyłem w chatę tak, że wybuchła. Później zbudowałem piękne domki i nazwałem rezerwat "Baśnioborem".



100 lat później postanowiłem stworzyć golema. Pomyślałem o wszystkich moich eksperymentach i zdecydowałem go zrobić w zamku. Wziąłem ziemię, glinę, kamień i moją tajemną miksturę.
Połączyłem to wszystko i wlałem do miski. Zaczęły pojawiać się bąbelki, a później dym. Wtedy uciekłem z zamku, który wybuchł i powiedziałem, że pójdę do mojej willi. Tam udało mi się go utworzyć.

W drodze do Baśnioboru zgubiłem się. Wszedłem przypadkiem do jaskini robota, który zaczął mnie atakować. Wołałem golema o pomoc, ale mnie nie słyszał, bo byłem od niego bardzo daleko. Walczyłem z robotem 2
dni, aż w końcu go pokonałem. Od tego czasu nikt o mnie nic nie wiedział. Moi przyjaciele postanowili mnie odnaleźć. Najpierw na poszukiwania poszedł Adam, lecz wrócił, bo przestraszył się myszy, później Aleksander,
który zapomniał chusteczki do nosa. Tytus, zrobił się

głodny po dwóch dniach i zawrócił. Patrykowi nie podobały się warunki podróży. Działo się tak 999 lat, aż na poszukiwania wyruszył robot 4000CCCXZ, który
wreszcie mnie odnalazł. Kiedy go zobaczyłem powiedziałem coś w innym języku. Robot spytał się co mówiłem, a ja odpowiedziałem, że muszę zniknąć i rozpłynąłem się w powietrzu. Wtedy robot pomyślał że ma halucynacje,
wrócił do Baśnioboru i zamieszkał w moim domu.


Mateusz

Zenek i dziwna moneta.

Zenek i dziwna moneta.

Jestem dziwnym stworem z ,,Baśnioboru” i mam na imię Zenek. Mam zielony kolor skóry, mój kolega Shreki nazywa mnie Trollem. Czasami jestem bardziej zielony niż zwykle, ponieważ  mama robi na obiad brokuły, albo sałatę / paskudztwo, ale zdrowe. Ja tam wolę chodzić na obiady do MC’doni. Uwielbiam Hamburgery i Frytki choć mama mówi, że to fast food. Ja wiem, ale co ja mogę poradzić na to że mi to smakuje. Podczas mojej wyprawy z Shrekim do baru nadepnąłem  na monetę, która wystrzeliła w górę, a po chwili znalazła się w mojej zielonej łapie. To nie była zwykła moneta, zamiast orła była głowa jakiegoś potwora. To mnie bardzo zaciekawiło. Spytałem kumpla czy to nie jest jakiś członek mojej albo jego rodziny, powiedział- chyba nie (był bardzo do nas podobny). Idąc dalej do baru wpatrywałem się w nią moimi wielkimi gałami. Zastanawiałem się -kto to może być?. Podczas naszego wspólnego jedzenia i dyskusji postanowiliśmy, że ją wyczyścimy. Kiedyś widziałem taki film o zaczarowanej monecie , gdzie pan zanurzył ją w wodzie i zmieniła się w zwykłego nic nie wartego kamyka, może z nią tak nie będzie. Gdy zjedliśmy Hamburgery pobiegliśmy do domu, gdzie zanurzyliśmy monetę w wodzie, ale nic się nie stało. Zrobiliśmy z Shrekim burze mózgów-wynik dalej nic. Pobiegliśmy do sklepu kupić Coca-Cole, może to pomorze. Gdzie tam, dalej  zero reakcji. Po 2 dniach miałem dość, tak bardzo wierzyłem, że uda mi się odkryć tajemnicę tej monety. Ta zielona postać, oczy, nos, rysy twarzy podobne do moich (duża zagadka), ale koniec – odpuszczam. Może kiedyś wrócę do odkrycia tej tajemnicy.

Wiktor

Czerwony smok i Simba.



Witam Was. 
Jestem smokiem o trzech skrzydłach, którego wszyscy nazywają Ostroząb. Moje skrzydła są olbrzymie, tak długie, że nawet sam nie wiem jak bardzo. Może cztery metry !?-  muszę kiedyś zapytać  o to mamę. Oprócz tych skrzydeł mam też strasznie długi ogon, na  końcu którego znajduje się wielka ostra piła. Nie wiem do czego ona służy, nigdy jej nie używałem. Moje cztery, oczywiście także długie nogi,  mają na końcu lśniące jak diamenty pazury (lśnią tak bardzo dlatego, że zawsze dokładnie je myję). Czubek mojej głowy jest półkolisty, a reszta głowy jest owalna. Mam także błyszczące żółte oczy. Myślę, że jak na smoka jestem bardzo przystojny! Aha, i dodam jeszcze, że jestem cały czerwony. Lubię ten kolor, dodaje mi energii.  Nie dość, że jestem przystojny, to jeszcze mam magiczną moc – mogę przemieniać się w każde zwierzę, jakie sobie potrafię wyobrazić. Ta cecha była bardzo pomocna  kiedy byłem małym dzieckiem, bo dzięki niej mogłem bawić się ze wszystkimi zwierzętami z Baśnioboru, przyjmując ich postać. Było to zabawne, gdyż nikt mnie nie rozpoznawał.
Mieszkam w dużej grocie w Baśnioborze wraz z moimi rodzicami. Grota jest obszerna, przytulna i bardzo wygodna. Lubię spędzać tam czas, ale jeszcze bardziej lubię wędrować po Baśnioborze i okolicy. 
Dziś opowiem Wam pewną historię, która zdarzyła się rok temu, gdy miałem dziewięć lat. Miała ona miejsce dokładnie w moje urodziny.
Tego dnia obudziłem się wcześnie rano i poszedłem przywitać się z rodzicami. Zanim jednak doszedłem do kuchni, spotkałem w przedpokoju małego lwa o imieniu Simba. Simba był moim przyjacielem, mieszkał w miejscu, które nazywało się Lwia Skała, ale nigdy go tam nie odwiedzałem, gdyż mieszkańcy Lwiej Skały nienawidzili smoków.  Simba, jako prezent urodzinowy,  zaproponował mi wycieczkę, ale  poprosił żebym zmienił się w jakieś mniejsze zwierzę, na przykład ptaka, który potrafi szybko latać. Bez zastanowienia przemieniłem się w papugę z czerwonym dziobem (bo , jak pamiętacie, bardzo lubię ten kolor) i poszedłem za Simbą.  

                                                                                  
Lwia Skała przeraziła mnie, ponieważ było tam strasznie ciemno i zimno. W dodatku, w ciemnościach można było dostrzec złowrogo lśniące, czerwone oczy. W pewnej chwili z jakiejś jaskini wyłonił się straszliwy lew. Zadrżałem z przerażenia, ale okazało się, że to wujek Simby. 

   
                                                                          
Następnie wraz z Simbą zwiedzaliśmy jego krainę-Lwią Skałę. 

                                                                                     
Po zwiedzeniu Lwiej Skały postanowiłem przybrać własną postać i zabrać Simbę do mojego domu. Kiedy dotarliśmy do Baśnioboru właśnie trwały przygotowania do mojego urodzinowego przyjęcia. Wszędzie było jasno, kolorowo i przyjemnie, inaczej niż w Lwiej Skale. Przed moim domem rodzice rozstawili kolorowe namioty, w których znajdowały się stoliki pełne słodyczy , owoców i innych przysmaków. Na głównym stole stał ogromny tort z figurką czerwonego smoka. Wyglądał smakowicie. Wszędzie były rozwieszone kolorowe balony - było pięknie. Pomyślałem :’’Jakim jestem szczęściarzem, że mieszkam w radosnym Baśnioborze”.
 
FREE BLOG TEMPLATE BY DESIGNER BLOGS