Trojański Komputer

poniedziałek, 25 stycznia 2016


Narrator: Magnus

  Minęły 53 minuty i siedem sekund. Mogliśmy wreszcie wyjść z tunelu. Kręciło mi się w głowie, ciarki przechodziły mi po plecach, serce biło jak oszalałe. Chciałem wracać… Ciekawość jednak zwyciężyła.

Okazało się, że jestem na piaszczystej plaży. Czułem dotyk wiatru wiejącego od morza. W oddali widać było bramę prowadząca do Troi, umieszczona była pomiędzy dwoma pasami potężnych murów obronnych - zewnętrznych i wewnętrznych. Po prawej stronie dostrzegłem monumentalne wieże oraz świątynię Ateny, otoczoną kolumnami w stylu doryckim. Po lewej zauważyłem w oddali sylwetki pasterzy. Pomyślałem, że chciałbym na chwilę znaleźć się w gaju oliwnym albo skosztować słodkich winogron. Może są tu gdzieś blisko.

Lilly zawołała:

- Patrzcie, to Grecy podpływają!  Widzę Achillesa i jego armię! Jest też Odyseusz!

Odpowiedziałem:

- Musimy się schować. Merlin, nagrywaj to kamerą.

- Dobrze, tylko przypomnij mi jak się ją włącza- odpowiedział Merlin.

Ukryliśmy się w świątyni. Okazało się, że nie ma z nami Lilly. Została porwana przez Achillesa. Nie wiedzieliśmy, jak jej pomóc. Poprosiłem Merlina, by coś wyczarował:

- Może ogromnego pająka, który ugryzie Achillesa w stopę – zaproponował.

- Nie cierpię pająków, lepiej coś innego… - odpowiedziałem.

- Może ogromny klown? – wymyślał dalej Merlin.

- Lilly boi się klownów… Może lepiej robota albo mechanicznego konia trojańskiego – zaproponowałem.

Merlin wyczarował konia, jakiego Trojanie nigdy nie widzieli. Był zrobiony ze stali, lśnił w słońcu. Jego wnętrze wypełniały najnowocześniejsze komputery. Zostały zaprogramowane do ratowania Lilly. Nie mieliśmy za wiele czasu. Achilles chciał złożyć Lilly w ofierze Hadesowi.

Naszym sprzymierzeńcem okazał się Hektor, który odwrócił uwagę Achillesa. Zaczął opowiadać o swojej odwadze i niezwykłych umiejętnościach posługiwania się mieczem. Mogliśmy w tym czasie wprowadzić naszego stalowego konia.

Achilles był tak zaskoczony, że bez chwili zastanowienia oddał nam Lilly.

Byliśmy szczęśliwi, że znów jesteśmy razem. Ukryliśmy się w naszym niezwykłym komputerowym koniu. Na ukrytych ekranach monitorów oglądaliśmy bitwę Greków z Trojanami. Nigdy nie czułem większych emocji. Było lepiej niż w kinie.

 Moja mama pewnie powiedziałaby: „To nie jest film dla dzieci, zbyt wiele w nim brutalnych i krwawych scen”. I faktycznie - nigdy nie widziałem tylu zabitych, rannych. Pierwszy raz zobaczyłem łuki z drewna, wzmacniane rogiem i kawałkami ścięgien, włócznie, miecze.

    Merlin utrwalał wszystko na komputerach, żeby Albert mógł potem wszystko zobaczyć.  Wiedzieliśmy, że to będzie niezwykły materiał na naszą pracę na historię. Wojna trojańska toczyła się przecież na naszych oczach…

Jakub




dokończenie fragmentu książki (zuza)

                                           PAMIĘTNIKI ZUZY RUDEGO KOCIĄTKA
                                                 13.07.1997r. WYPRAWA DO TROI.
                                                                      
  • SŁOWA W RÓŻOWYM KOLORZE ZOSTAŁY UŻYTE ZE STRONY 155 TAK JAK PANI  PROSIŁA. ZASTOSOWANO ICH W TEKŚCIE 23/10

...Lili zaczęła już powoli opuszczać rękę, na szczęście Merlin (robot pomagający dzieciom) przy użyciu podnośnika trzymał jej rękę oraz oczywiście "dudka" (bo tak dzieci nazwały kryształ do podróży w czasie ) w górze. Nagle usłyszeli jakby dzwonek, był to dźwięk wydobywający się ze stopera, znak, że to już właściwy "czas". Po chwili dzieci były już w starożytnej Troi. Kiedy wyszły z tunelu znalazły się w małym, skromnym domostwie należącym do ubogiego a poza tym starego  pasterza. Miał żonę piękną Helenę, dwie młode córki (Klołi i Zołi). W domostwie nie zabrakło także miejsca dla zwierząt; starego, wyliniałego, szarego, kota w czarne paski, miał on śliczny różowo-łososiowy nosek oraz cudne pobłyskujące oczy  w żółto-pomarańczowym kolorze, osiołka, kilka kur, owiec, i małą kózkę. Magnus przywitawszy się zaczął opowiadać małej rodzinie o tym skąd jesteśmy dokąd podążamy, i takie tam różne. Magnus cały czas pytał biedną skołowaną Lili. "Prawda Lili?". Pasterz zgodził się nas przenocować w swym domu za cenę piętnastu z pięćdziesięciu monet które przed wejściem do portalu podarował nam Albert. Lili bała się, że trzydzieści pięć monet to za mało w Troi. Pasterz zapewnił ją jednak, że wystarczy im na jedzenie, picie i nocleg przez dwa dni w Troi. O ile ktoś ich nie oszuka, bo są tacy co chętnie oszukają nowych, małych i zagubionych przybyszów. Chatka stała w górach na skalistym zboczu. Ciszę nocną zakłócała tylko cicha i melancholijna muzyka wytwarzana przez cykady skaczące po polach oraz głośne i denerwujące nie melodyczne chrapanie Lili. Miałam już dosyć siedzenia w ciemnym, śmierdzącym serem pleśniowym  plecaku więc zaczęłam miaułczeć tak głośno i tak żałośnie, że gdyby nie fakt że byliśmy tam tylko my to bym obudziła z pół dzielnicy. Rozbudzone i wystraszone dzieci podeszły z wolna do plecaka, następnie Magnus otworzył go i wyciągał po kolei:  aparat, namiot, mozaikę i tak dalej, aż w końcu dokopał się do mnie małej puchatej kulki sierści w rudym kolorze. "Zuzia!!!" zaczęły kolejno powtarzać dzieci "Zuzia, Zuzia, Zuzia!!!". I tym sposobem minęła godzina albo dwadzieścia minut, a może trzy no cóż koty nie znają się na zegarku. Magnus włożył mnie do szuflady i poszedł spać. Lili nie mogła spać. Podeszła do szuflady w której leżałam, wyjęła mnie i zabrała do swojego łóżka. Położyła się na plecach i zaczęła mnie głaskać po łebku.Mrrr... Prrr... mruczałam właśnie w ten sposób dopóty, dopóki nie zasnęłam snem głębokim. Zbudziły mnie dopiero krzyki i tupot ludzi którzy się spieszą. Byli to właśnie moi mali państwo oraz pasterz, pasterka i ich córki. Okazało się, że kiedy spałam  oni już wszystko ustalili i że Klołi i Zołi pójdą z nami. Najpierw się ucieszyłam, że pójdą z nami ale to była przedwczesna radość. Cóż ale nie uprzedzając faktów. Szliśmy tak sobie piaszczystym brzegiem niedaleko pięknej zatoki. Lili niosła mnie w kapturze. Widziałam wiele rzeczy na przykład żołnierzy, kapłana, gaj oliwny, ogromne dzbany na oliwę, wodę, różne krajobrazy głównie w zieleni, rolników zbierających oliwę, kowala wykuwającego tarczę, garncarza i wiele innych.
    Po długiej drodze dotarliśmy do zamku. Zauważyłam tam księcia troi - Parysa. Gdy zauważyliśmy wojska natychmiast uciekliśmy do portalu gdzie chcieliśmy pożegnać się z Klołi oraz Zołi. Nagle Klołi  przeszła przez głowę nowa  myśl. Wskoczyła na gigantyczną skałę i  już miała na nas zepchnąć kamienie ale Zołi na całe szczęście powstrzymała ją. Ufff... umknęliśmy, niestety kosztem Merlina (naszego robota). Lili w zamian za ratunek podarowała Zołi mnie.  Po powrocie Albert został zasypany opowiadaniami o przygodzie, o pasterzu, o Zołi i Klołi, o mnie, o skałach i w ogóle o wszystkim.
   To była przygoda która zostanie w sercach obu dzieci i ich kotka, no, bo w sumie teraz to już należę do Zołi i już nie jestem małym kotkiem tylko dużą kotką o tak samo rudym i pachnącym futrze jak dawniej.
                                   



                                 DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ! I ZA CAŁOŚCIOWE
 PRZECZYTANIE TEJ HISTORII. LICZĘ ŻE SIĘ PODOBAŁO I POZDRAWIAM ZUZA:)

Historii zmieniać nie wolno.

niedziela, 24 stycznia 2016

  Mój krótki sen przerwała niewygoda związana z czymś twardym, co znajdowało się pod moimi plecami.
- Pani! O Pani! – zaczęły wołać kobiece głosy.
Szybko otworzyłam oczy i oślepił mnie blask pochodni, trzymany przez klęczące wokół mnie postacie, wśród których dostrzegłam osobę przypominającą kapłankę.
- Apsik – kichnęłam wyczuwając dziwny zapach. W powietrzu dało się odczuć woń kadzideł i różnych olejków. Posadzka, ozdobiona mozaiką, na której leżałam, była chłodna. Gdzie byłam? Co robiłam przed położeniem się spać? Te pytania kłębiły się w mojej głowie. Pamiętam tylko, że kilka godzin wcześniej przygotowywałam przedstawienie razem z kolegą i koleżanką. Przypomniałam sobie, że miałam być Ateną, Maja – zabawnym Dionizosem, a Wiktor – poważnym Posejdonem.         Obserwując otoczenie zdawało mi się, że naprawdę przeniosłam się w tamte czasy. Jak to się stało, że znalazłam się w epoce antyku i mitycznych bohaterów? Czy sprawił to teleport?

  Cudem udało mi się wydostać z budynku świątyni, przekonując wcześniej kapłanów, że mam do wykonania ważną misję w tym mieście. Rzeczywiście wyglądałam identycznie jak Atena, o czym przekonałam się, porównując rzeźbę bogini i równocześnie swoje odbicie w fontannie. W końcu znalazłam się na rynku starożytnego miasta. Wokół mnie biegali żołnierze, kilka kroków dalej dostrzegłam grupę dostojnie wyglądających postaci. Okazało się, że wraz z wyglądem nabyłam nadnaturalne zdolności bogini. Z odległości kilkudziesięciu stóp bez trudu usłyszałam fragment rozmowy, a właściwie kłótni:
- Powinniśmy im oddać Helenę, Priamie - odezwał się najwyższy mężczyzna.
- Mój brat jest prawdziwym tchórzem, ojcze – powiedział urodziwy młodzieniec.
- Nie tchórzem, tylko patriotą. Ty zaślepiony miłością głupcze! – Wzburzył się ten, który musiał być Hektorem.
- PAX!!!!* Moi ukochani synowie kłócą się, a Troja jest zagrożona – odrzekł wiekowy król.
  Nie potrzebowałam więcej wskazówek, żeby wiedzieć, że znalazłam się w samym sercu wojny trojańskiej. A owymi postaciami byli: antyczny heros Hektor, król Troi Priam oraz ten, który był sprawcą całej wojny książę Troi – Parys.
Rozmyślania przerwał mi szum skrzydeł, a chwilę później ciężar na mym ramieniu. Sowa – pomyślałam – ptak, który jest moim symbolem. Zdziwiłam się kiedy dostrzegłam czarne pióra, a więc jednak to był kruk. Tego dnia nic nie mogło mnie już zaskoczyć, więc ze stoickim spokojem przyjęłam fakt, że rozumiałam to, co mówił do mnie ptak. Z jego historii wynikało, że nazywa się jak słynny czarownik Merlin, a w te czasy, kruka i jego przyjaciół, którzy teraz potrzebują pomocy, przeniósł magiczny portal.
  Z lekcji historii pamiętałam, że Troja wkrótce upadnie, a mnie i towarzyszom Merlina grozi niebezpieczeństwo. Prędko udałam się na brzeg Morza Jońskiego. Było ono z jednej strony pełne piaszczystych plaż, a z drugiej skalistych klifów. Z daleka, w zatoce, zobaczyłam dwójkę dzieci uwięzionych między skałami.
- To Lilly i Magnus, moi przyjaciele, którym musisz pomóc – wykrakał kruk, zaraz potem wskazując na morskiego potwora płynącego kilkaset metrów od brzegu Troi.
Jako Atena przypomniałam sobie o moim podarku dla Belerofrona, czyli magicznym wędzidle, które pozwoliło ujarzmić Pegaza. Kilka chwil później dosiadałam już skrzydlatego konia. Czułam, że moją przeciwniczką w tej walce jest Hera wciąż pałająca żądzą zemsty na Parysie, który to nie jej, lecz Afrodycie przyznał jabłko. Potwór miał najpierw pożreć dwójkę niewinnych dzieciaków, a później wyruszyć na Troję. Gdzieś w oddali słyszałam walkę. Za chwilę ulubieniec prawdziwej Ateny, Achilles, stoczy śmiertelny bój z Hektorem.
Choć byłam po stronie Hektora, wiedziałam, że historii nie powinno się zmieniać. Wykorzystując swoją wiedzę, atakowałam stwora morskiego z powietrza, tak jak Perseusz bronił Andromedy. W końcu zmęczona zadałam ostateczny cios stworowi. Lilly i Magnus byli wolni. Szczęśliwe dzieciaki dały znak Merlinowi, który przekazał wszystko Albertowi. W sumie chodziło o to, że znaleźli to, po co tutaj przybyli, a ich przyjaciel może ich ściągać do teraźniejszości. Wystarczyło odnaleźć właściwe miejsce do skoku w przyszłość.
Kiedy odnaleźliśmy „tunel czasu” Lilly odwróciła się stwierdzając, że dzięki pomocy Ateny można by uratować Troję.
- Nie wolno zmieniać biegu historii – odpowiedziałam.
- Jesteś mądra i rozważna, jak sama bogini Atena – usłyszałam ciche ,,kra, kra” kruka Merlina.
- Pozwól tylko, bym zapamiętał twe prawdziwe imię. - dopowiedział czarny ptak.
- Nika – rzuciłam pospiesznie, kiedy znikali w tunelu.
- Nike, jak zwycięstwo. Zapamiętam – usłyszałam głos z oddali.



*Pax (z łac. pokój, spokój)                                                                 Weronika G.

Dalsza część przygód Lilly, Magnusa, Merlina, Julii i Roksany

Pewnego dnia, gdy wszyscy weszliśmy już do portalu:







Wszyscy przeszliśmy przez tunel czasu. Kiedy stanęliśmy na ziemi (portal był 1m nad ziemią) ja i Julia zniknęłyśmy. Kiedy przeteleportowałyśmy się, to okazało się, że jesteśmy w Troi! Ja i Julia zaczęłyśmy zwiedzać miasto. Podeszłyśmy do bram i zobaczyliśmy tam resztę ekipy. Razem poszliśmy do zamku. Kiedy byliśmy w środku to zdarzyło się coś niesamowitego - wszyscy okrzyknęli nas bogami. Ja zostałam boginią Nia, Julia-Mia, Lilly-Sia, Magnus-Nero i Merlin-Hexu. Nagle przybył do nas sam Zeus! Każdy był zdziwiony, że bóg nad bogami tu przyleciał. Zeus przyprowadził też księcia Troi: Korneliusza. Książę pozwolił nam zamieszkać w zamku. Pewnego dnia Korneliusz dał nam 5 osłów i 5 słoików cykad. Mieliśmy wyruszyć w podróż do Hery. Gdy wyruszyliśmy przejeżdżaliśmy koło pięknej rzeki i stromych gór. Po 2 dniach znaleźliśmy się w oliwnym gaju, w którym pozbieraliśmy trochę oliwek do wielkiego dzbana i plecaków. Wreszcie byliśmy na miejscu! Kiedy weszliśmy do świątyni ujrzeliśmy tam Herę, Atenę i Posejdona. Wszyscy podeszli do nas. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie, aż w końcu Hera powiedziała:
-Witajcie w naszym domu!
-Rozgośćcie się drogie dzieci- powiedział Posejdon.
-Książę Korneliusz nas tu przysłał- powiedziałam.
-A, więc to wy!- Atena krzyknęła.
-T-Tak- powiedziała Julia (Mia)
-Spokojnie, nie zrobimy wam krzywdy- szybko wtrąciła Hera.
-Mamy dla was zadanie...- powiedział Posejdon.
-Jakie?- spytał Magnus (Nero)
-Musicie stawić czoło złemu smokowi i go zabić...- powiedziała Atena.
-..., bo inaczej Troja przepadnie...- ciągnęła Hera.
-... i nic z niej nie zostanie!- dokończył Posejdon.

Nie zastanawialiśmy się ani chwili i ruszyliśmy z powrotem do Troi. Gnaliśmy szybko na osłach, kiedy nagle zauważyliśmy, że nikt z nas nie poznaje tych miejsc. Szybko wspięliśmy się na strome skały i wypatrywaliśmy żywej istoty. Długo czekaliśmy, aż w końcu jechał tędy kupiec razem z rzeźnikiem. Bardzo się baliśmy, bo w końcu był tam rzeźnik, który miał na sumieniu dużo zabójstw. Pomimo to chcieliśmy zapytać się o drogę. Przez przypadek zajrzeliśmy do wozu tych ludzi i zobaczyliśmy piękną księżniczkę Helenę. Powiedziała nam o pewnym garncarzu, który może nam zrobić wiele złotych dzbanów i kowala, który wykuje nam tarczę, miecz, zbroje i co będziemy potrzebować.
-Nie martwcie się dzieci my tylko chronimy księżniczkę Helenę, bo na pewno, gdyby Parys dowiedział się o wojnie, kazał by ją do lochów wtrącić, by była bezpieczna, a my tego nie chcemy, więc ją ukrywamy- powiedział kupiec.
-Dobrze, a gdzie możemy znaleźć tego garncarza i kowala?- spytałam.
-Kowal znajduje się przy gaju oliwnym, a garncarz znajduje się nad Morzem Jońskim, nad piaszczystym brzegiem, gdzie jest dużo zieleni i gdzie są tam wysokie skały- powiedziała Helena.
-Dziękujemy- powiedzieliśmy. Już mieliśmy odejść, ale księżniczka powiedziała:
-Zaczekajcie! Chyba nie myślicie, że puszcze was tak bez mapy, dobrego jedzenia, wody i pieniędzy! Macie tutaj 2 mapy, 20 bochenków chleba, 5 dzbanów wody i 100 klejnotów..., ale wiem, że przybywacie z przyszłości, więc zabierzcie też po jednym klejnocie tak dla was- z uśmiechem powiedziała Helena- A teraz żegnajcie moi młodzi przyjaciele!-pożegnała nas księżniczka i odjechali, więc co mieliśmy teraz zrobić? Musieliśmy iść do tego kowala i garncarza. Kiedy tak szliśmy i szliśmy nagle Lilly się potknęła.
-Auć! Moja noga!- krzyczała z bólem.
-Spokojnie może w plecakach mamy opatrunek- powiedział Magnus (Nero).
-MOŻE?! Musimy to mieć!- powiedziała Lilly (Sia). Każdy zaczął szukać w plecakach jakiegoś opatrunku, ale nic nie znaleźliśmy, więc w końcu ktoś musiał jej to powiedzieć:
-Niestety nie mamy...- powiedziałam.
-Mogę iść zobaczyć do lasu czy są tam jakieś rośliny lecznicze, bo ja się znam na roślinach- powiedział Merlin (Hexu).
No to Merlin poszedł i po 15 minutach wrócił:
-Niestety nie znalazłem..., więc musisz jechać na ośle- powiedział Merlin (Hexu)
-Dobrze- uspokoiła się Lilly (Sia).
W końcu dotarliśmy do kowala, który już nam wykuł wszystkie potrzebne rzeczy.
-Dziękujemy!- powiedzieliśmy.
-Obyście wygrali tą wojnę!- krzyknął na pożegnanie.
Jechaliśmy 2 godziny, aż w końcu dotarliśmy do garncarza. Co było najdziwniejsze to, że on też już miał dla nasz rzeczy!
-Dziękujemy!- powiedzieliśmy.
-Obyście wygrali tą wojnę!- pożegnał nas.
Po 13 godzinach byliśmy już w Troi. Idealnie trafiliśmy na czas, bo zły smok już nadlatywał ze swoim wojskiem.
-Do boju!- krzyczeli żołnierze Troi.
-Do boju!- krzyczeli żołnierze złego smoka.

Zły smok zaczął atakować Troję. My w piątkę pognaliśmy razem z żołnierzami i zaczęliśmy walkę. Walczyliśmy tak 3 godziny, aż w końcu każdy myślał, że ciemna strona mocy wygrała... Ale co to?! Nagle zjawili się tu Zeus, Posejdon, Hera i Atena! Teraz na pewno wygramy! Po godzinie zwyciężyliśmy i zabiliśmy złego smoka. Książe Korneliusz pozwolił nam zatrzymać wszystkie te rzeczy, które otrzymaliśmy. Bogowie odprowadzili nas do portalu i serdecznie pożegnali myśląc, że jeszcze wrócimy i my też tak myśleliśmy. Przeszliśmy przez tunel i powitaliśmy Alberta. Daliśmy mu też parę klejnotów, a każdy zatrzymał sobie ich po 6, bo w Troi resztę wydaliśmy na potrzebne rzeczy.
-Dziękuję wam, że o mnie pomyśleliście!- wzruszył się Albert.
-Nie ma za co- powiedzieliśmy-przecież jesteśmy przyjaciółmi.
I tak oto skończyła się nasza przygoda w Troi, ale już planowaliśmy kolejne odwiedziny w przeszłości...
                                            Koniec!                                                  


Mam nadzieję, że wam się podobało i się to miło czytało ;) ~Roksana

Skarb Troi 2 (Auri)

niedziela, 17 stycznia 2016

                                Skarb Troi 2
Kiedy Magnus i ja wyszliśmy z tunelu, zobaczyliśmy niezwykłe widoki: wysokie góry których wierzchołki ginęły w chmurach, zieleń która była tak zielona jak jabłka w sadzie mojej cioci Stasi, wszędzie wokół ostre skały, dużo dojrzałych oliwek i inne niezwykłe widoki.
-Magnus zobacz! -wskazałam na położoną w oddali bramę. 
-No tak! To przecież T r o i a! - powiedział Magnus. Pobiegliśmy jak najszybciej w stronę wielkich, okutych złotymi cekinami bram legendarnego miasta. Wokół wrót stali żołnierze uzbrojeni we włócznie. Lecz wrota same były otwarte. W mieście było jeszcze piękniej - W kuźniach kowale wykuwali ozdobne tarcze, rolnicy którzy zbierali dużo oliwek zachwalali je na swoich straganach. 
-Magnus -Powiedziałam -powiesz mi co robimy w Troi? Bo... zapomniałam 
-Jak to zapomniałaś? Jesteś wyjątkowo roztrzepana.
-Więc po co tu jesteśmy?
-To jest oczywiste że jesteśmy tutaj by zapobiec WIELKIEJ WOJNIE -Odpowiedział Magnus.
-Więc jaki jest nasz plan? Wymyśliłeś coś?
-Jeszcze nie mam żadnego planu. A ty masz jakiś?
-Ja mam.
-Powiesz jaki?
-A co myślałeś że nie powiem? -Powiedziałam, a potem się zaśmiałam.
Mój plan:
1.Czekamy na Merlina i prosimy żeby przyniósł kilka rzeczy z teraźniejszości
2.Kradniemy Helenę 
3.Tłumaczymy jej plan
4.Kopiujemy Helenę
5.Pozostawiamy kopię Parysowi, a oryginał Grekom
6.Wszyscy są szczęśliwi !
I jak? Podoba ci się plan?

-Jest... Super -Trochę myślałam że Magnus będzie antagonistą tego planu, ale się myliłam.
Nagle z tunelu wyskoczył Merlin!
-Przepraszam że wcześniej nie mogłem przyjść, ale źle obliczyłem konfigurację trajektori czasoprzestrzennej -Powiedział Merlin.
-yyy...co? -Zapytałam
-Później ci to wyjaśnię.
-Dobrze, ale czy przyniosłeś Klonator? -Zapytał Magnus.
-Nic mi o tym nie mówiliście.
-I nic kompletnie nie przyniosłeś?
-Przyniosłem kilka innych rzeczy.
-Jakie są to rzeczy? Czy uda nam się zbudować z nich Klonator?
-Myślę że... chyba tak...
-To co przyniosłeś?
-Czerwony aparat, stary kalkulator, kilka pustych butelek, gumy do żucia,linę, bezpieczniki  itp.
-Okey, może nam się udać- powiedziałam, a po wypakowaniu z torby wszystkich rzeczy przystąpiliśmy do pracy.Po trzech godzinach wszystko było gotowe. Niepozorne urządzenie schowane w kieszeni mojej kamizelki, miało zmienić bieg historii.
-Teraz drugi punkt naszego planu, kradniemy Helenę.
-Ale jak my to zrobimy??- Zapytał Magnus.
-Ja mam lepszy pomysł. Po prostu wkradniemy się do jej komnaty i tam ją skopiujemy -Powiedział Merlin.
Ruszyliśmy w kierunku pałacu, omijając śpiących strażników.Szybko znaleźliśmy właściwą komnatę, w środku siedziała piękna Helena. Była bardzo zaskoczona dopóki nie wyjaśniłam jej chytrego planu. Szybko skopiowaliśmy Helenę, lecz przypadkowo wyszły nam 3 Heleny, potem 5, potem 11.
-Wybaczcie, nie umiem się jeszcze tym posługiwać. Nigdy nie robiłam takiego czegoś...
Lecz po wielokrotnych próbach stworzyły się dwie Heleny. Przeszliśmy przez wiele Helen. raz było 125, raz 438, czasami to nawet 13.
-Teraz piąty punkt naszego planu, pozostawmy kopie Parysowi, a oryginał oddajmy Grekom.
-Ale co z drugim, trzecim i czwartym?
-Merlin, nie wytłumaczyłam ci jeszcze planu?
-No... raczej nie.
-narysowałam go, zobacz.
-I co o nim myślisz? -Zapytał Magnus.
-Jest... Super -Razem z Merlinem kontynuowaliśmy plan. Pobiegliśmy na plażę, gdzie stały statki Greków. Na nasz widok odezwały się głosy: Patrzcie! Helena! 
-Parys zdecydował się oddać Helenę. Możecie wracać do domu -Powiedział Merlin. Grecy odpłynęli.
Wojna nigdy nie wybuchła.
-To co teraz robimy??? -Zapytał Merlin.
-Jak to co -Powiedziałam -wracamy do domu.
-Ale jak?? Nasz tunel jest kilka kilometrów stąd -Zapytał Magnus
-A myślicie że jak się tu zjawiłem? Mam swój wehikuł czasu -Powiedział Merlin. Nie minęło nawet piędzieśąt trzy minuty i siedem sekund. Odrazu znaleźlismy się w domu.
-O NIE! -Krzyknął Magnus
-Co się stało ?- zapytałam
-Zapomniałem o czymś bardzo ważnym!
-O czym?
-Chyba się pomyliliśmy, daliśmy oryginał Parysowi a kopię Grekom...

KONIEC

Julia i Homer



Ta dziewczyna, to ja - Julia. A ten starszy pan to Homer. 




Jestem wnuczką Homera. Wraz z dziadkiem od wielu, wielu lat podróżujemy po całej Grecji. Nie wiem czy znacie mojego dziadka.  Homer to bard, który opowiada  ciekawe historie, a czasem nawet śpiewa je przy dźwiękach liry.  Ja pomagam mu zapisywać wszystkie te historie, bo dziadek coraz słabiej widzi. Piszę pismem greckim takim jak to:


Od dziesięciu lat mieszkamy na piaszczystej plaży, otaczającej Morze Jońskie, w pobliżu miasta Troja. Popatrzcie na widok tego miasta.


Mamy mały domek, przy domku rozciąga się gaj oliwny, a wokół niego pasą się kozy, owce, konie i nawet jeden osioł. 
    Pewnego dnia , kiedy jak zwykle o poranku poszłam na plażę, żeby popływać w morzu, zobaczyłam jakieś dziwne postaci wyłaniające się z morza. Były to trzy osoby: dziewczyna i dwóch chłopców.            W pierwszej chwili pomyślałam, że to olimpijscy bogowie, którzy, jak Afrodyta, urodzili się z piany morskiej, ale kiedy im się przyjrzałam, zauważyłam, że wyglądają jakoś inaczej. Niby ubrani w stroje z naszej epoki, ale zbyt nowe i  zbyt czyste, jak na nasze czasy. Wyglądali sympatycznie , więc zbliżyłam się do nich i zapytałam :
- Kim jesteście i skąd się tu wzięliście. Czy może jesteście jakimiś bogami ?
- Nie, nie jesteśmy bogami. Przybyliśmy z odległej przyszłości - odezwała się dziewczynka speszonym głosem.
 To dopiero mnie zaskoczyło, chyba bardziej niż to, że mogliby okazać się bogami. 
- Z przyszłości ??????!!!!!- wykrzyknęłam - A po co tu przybyliście ?
- Chcielibyśmy zobaczyć wojnę trojańską, ale chyba się spóźniliśmy, bo tutaj panuje spokój - powiedział jeden z chłopców- A może trafiliśmy w inne miejsce, niż zaplanowaliśmy.
- Trafiliście dobrze, ale Greków już nie ma. Wczoraj jeszcze stały tu namioty żołnierzy, a dzisiaj jest pusto. Pozostał  tylko ten dziwny koń, którego Grecy zostawili nie wiadomo po co. A tak w ogóle jak się nazywacie?
Dzieci przedstawiły się. Byli to Lilly, Magnus i Merlin. Byli bardzo smutni, bo nie mogli obejrzeć na własne oczy wojny trojańskiej. Postanowiłam więc zaprosić ich do naszego domku, by dziadek opowiedział im, najpiękniej jak potrafi, całą historię. Ruszyliśmy w stronę naszej siedziby, ale nie zdołaliśmy tam dojść, gdyż nagle na plaży, wokół konia, zaczęło się coś dziać. Byliśmy ciekawi co się dzieje, więc szybko zawróciliśmy i pobiegliśmy na plażę. Magnus biegł obok mnie i krzyknął, że ten koń jest ważny, bo coś tam o nim słyszał , ale nie pamięta co. Nie słuchaliśmy go , bo zrobiło się ciekawie. Z Troi przybywały tłumy ludzi, pojawił się sam król Priam, jego syn - książę Troi - Parys , a także piękna Helena. Lilly patrzyła na nich roziskrzonymi oczami i cały czas pytała mnie o wszystkich. " Kto to jest, jak się nazywa, co robi, gdzie mieszka ?" Cierpliwie odpowiadałam na wszystkie pytania. 
Tłum zaczął oglądać konia, dotykać go  i zastanawiać się, co to jest i gdzie są Grecy. Po krótkich dyskusjach uznali, że Grecy zmęczeni długą wojną odpłynęli , a jako dar dla bogów zostawili konia. Wreszcie mieszkańcy Troi, za zgodą króla,  postanowili wciągnąć olbrzyma do miasta. Magnus, gdy  się o tym dowiedział, szeptał : 
- Nie wciągajcie konia , nie wciągajcie go, bo wiem, że to się źle skończy. Nie wiem dlaczego, ale pamiętam, że to zły pomysł".
Słowa Magnusa nagle głośno zabrzmiały na oświetlonej słońcem plaży . Wypowiedział je znany w Troi kapłan Apollina - - Laokoon. Gdy tylko usłyszał, że Trojanie próbują wciągnąć konia do miasta, wraz ze swoimi synami wybiegł z Troi i wrzeszczał jak opętany. 
-  Nie wciągajcie konia. On przyniesie nam śmierć - powtarzał.
I tu wydarzyło się coś przerażającego. Wszyscy zamarliśmy na widok, który ukazał się naszym oczom. Oto z błękitnych fal morza wyłoniły się trzy ogromne węże, skierowały się ku plaży i rzuciły się na Laokoona i jego synów.
 


Nikt nie ruszył im na pomoc, wszyscy zdrętwieli , a gady udusiły i pożarły kapłana w mgnieniu oka. 
Wówczas inny kapłan powiedział,  że Laokoona spotkała kara za kłamstwo i to dowód na to, że konia trzeba zabrać do Troi. Żołnierze przy użyciu machin wojennych wciągnęli konia do Troi, mieszkańcy miasta zaczęli świętować koniec wojny, a nasza czwórka stała na plaży osłupiała i niezdolna do wykonania żadnego ruchu. Pierwsza ocknęła się Lilly i powiedziała:
- To my już chyba wrócimy do naszych czasów, tam jest znacznie bezpieczniej. Szkoda, że nie zobaczyliśmy bohaterów wojny trojańskiej, ale to co zobaczyliśmy, zapamiętamy do końca życia.
Uważaj na siebie Julia, żyjesz w ciekawych , ale i niebezpiecznych czasach. Teraz i ja wyrwałam się z osłupienia i powiedziałam:
- Przykro mi, że nie zobaczyliście tego po co tu przybyliście z odległej przyszłości, ale może tam u Was, w przyszłości, są opowieści mojego dziadka o wojnie trojańskiej. Jeśli na nie natraficie ,przeczytajcie je  i pomyślcie o mnie, bo to ja je spisywałam.   
Dzieci pożegnały się ze mną i weszły do portalu , którym było Morze Jońskie, ja zaś wróciłam do dziadka, żeby opowiedzieć mu co się wydarzyło i spisać całą historię na glinianych tabliczkach.

 
 





 
FREE BLOG TEMPLATE BY DESIGNER BLOGS