dokończenie fragmentu książki (zuza)

poniedziałek, 25 stycznia 2016

                                           PAMIĘTNIKI ZUZY RUDEGO KOCIĄTKA
                                                 13.07.1997r. WYPRAWA DO TROI.
                                                                      
  • SŁOWA W RÓŻOWYM KOLORZE ZOSTAŁY UŻYTE ZE STRONY 155 TAK JAK PANI  PROSIŁA. ZASTOSOWANO ICH W TEKŚCIE 23/10

...Lili zaczęła już powoli opuszczać rękę, na szczęście Merlin (robot pomagający dzieciom) przy użyciu podnośnika trzymał jej rękę oraz oczywiście "dudka" (bo tak dzieci nazwały kryształ do podróży w czasie ) w górze. Nagle usłyszeli jakby dzwonek, był to dźwięk wydobywający się ze stopera, znak, że to już właściwy "czas". Po chwili dzieci były już w starożytnej Troi. Kiedy wyszły z tunelu znalazły się w małym, skromnym domostwie należącym do ubogiego a poza tym starego  pasterza. Miał żonę piękną Helenę, dwie młode córki (Klołi i Zołi). W domostwie nie zabrakło także miejsca dla zwierząt; starego, wyliniałego, szarego, kota w czarne paski, miał on śliczny różowo-łososiowy nosek oraz cudne pobłyskujące oczy  w żółto-pomarańczowym kolorze, osiołka, kilka kur, owiec, i małą kózkę. Magnus przywitawszy się zaczął opowiadać małej rodzinie o tym skąd jesteśmy dokąd podążamy, i takie tam różne. Magnus cały czas pytał biedną skołowaną Lili. "Prawda Lili?". Pasterz zgodził się nas przenocować w swym domu za cenę piętnastu z pięćdziesięciu monet które przed wejściem do portalu podarował nam Albert. Lili bała się, że trzydzieści pięć monet to za mało w Troi. Pasterz zapewnił ją jednak, że wystarczy im na jedzenie, picie i nocleg przez dwa dni w Troi. O ile ktoś ich nie oszuka, bo są tacy co chętnie oszukają nowych, małych i zagubionych przybyszów. Chatka stała w górach na skalistym zboczu. Ciszę nocną zakłócała tylko cicha i melancholijna muzyka wytwarzana przez cykady skaczące po polach oraz głośne i denerwujące nie melodyczne chrapanie Lili. Miałam już dosyć siedzenia w ciemnym, śmierdzącym serem pleśniowym  plecaku więc zaczęłam miaułczeć tak głośno i tak żałośnie, że gdyby nie fakt że byliśmy tam tylko my to bym obudziła z pół dzielnicy. Rozbudzone i wystraszone dzieci podeszły z wolna do plecaka, następnie Magnus otworzył go i wyciągał po kolei:  aparat, namiot, mozaikę i tak dalej, aż w końcu dokopał się do mnie małej puchatej kulki sierści w rudym kolorze. "Zuzia!!!" zaczęły kolejno powtarzać dzieci "Zuzia, Zuzia, Zuzia!!!". I tym sposobem minęła godzina albo dwadzieścia minut, a może trzy no cóż koty nie znają się na zegarku. Magnus włożył mnie do szuflady i poszedł spać. Lili nie mogła spać. Podeszła do szuflady w której leżałam, wyjęła mnie i zabrała do swojego łóżka. Położyła się na plecach i zaczęła mnie głaskać po łebku.Mrrr... Prrr... mruczałam właśnie w ten sposób dopóty, dopóki nie zasnęłam snem głębokim. Zbudziły mnie dopiero krzyki i tupot ludzi którzy się spieszą. Byli to właśnie moi mali państwo oraz pasterz, pasterka i ich córki. Okazało się, że kiedy spałam  oni już wszystko ustalili i że Klołi i Zołi pójdą z nami. Najpierw się ucieszyłam, że pójdą z nami ale to była przedwczesna radość. Cóż ale nie uprzedzając faktów. Szliśmy tak sobie piaszczystym brzegiem niedaleko pięknej zatoki. Lili niosła mnie w kapturze. Widziałam wiele rzeczy na przykład żołnierzy, kapłana, gaj oliwny, ogromne dzbany na oliwę, wodę, różne krajobrazy głównie w zieleni, rolników zbierających oliwę, kowala wykuwającego tarczę, garncarza i wiele innych.
    Po długiej drodze dotarliśmy do zamku. Zauważyłam tam księcia troi - Parysa. Gdy zauważyliśmy wojska natychmiast uciekliśmy do portalu gdzie chcieliśmy pożegnać się z Klołi oraz Zołi. Nagle Klołi  przeszła przez głowę nowa  myśl. Wskoczyła na gigantyczną skałę i  już miała na nas zepchnąć kamienie ale Zołi na całe szczęście powstrzymała ją. Ufff... umknęliśmy, niestety kosztem Merlina (naszego robota). Lili w zamian za ratunek podarowała Zołi mnie.  Po powrocie Albert został zasypany opowiadaniami o przygodzie, o pasterzu, o Zołi i Klołi, o mnie, o skałach i w ogóle o wszystkim.
   To była przygoda która zostanie w sercach obu dzieci i ich kotka, no, bo w sumie teraz to już należę do Zołi i już nie jestem małym kotkiem tylko dużą kotką o tak samo rudym i pachnącym futrze jak dawniej.
                                   



                                 DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ! I ZA CAŁOŚCIOWE
 PRZECZYTANIE TEJ HISTORII. LICZĘ ŻE SIĘ PODOBAŁO I POZDRAWIAM ZUZA:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
FREE BLOG TEMPLATE BY DESIGNER BLOGS