Drrrrrrrrrrrrrrrryń!
Dźwięk budzika obudził mnie
wcześnie rano. Spojrzałam przez balkonowe okno i widząc piękną
pogodę, poczułam wielką ochotę na poranny jogging. Szybko
założyłam dres i pobiegłam w stronę lasu. Miałam nadzieję, że
podczas biegu będę mogła zebrać myśli i w końcu znajdę pomysł
na nową książkę. Tata, Brandon Mull, z pewnością nie przypuszczał, że jego
książki staną się w przyszłości tak popularne, a czytelnicy
będą ciągle domagać się kontynuacji. Mnie niestety przyszedł w
udziale obowiązek zajęcia się tym. Pomyślałam „niestety”,
ponieważ bałam się, że pomimo skończenia studiów
dziennikarskich, moje zdolności pisarskie nie dorównywały
talentowi ojca.
Rozważania brutalnie przerwał mi
upadek o wystający korzeń. Rozejrzałam się dookoła, powoli podnosząc się z miękkiej, iglastej ściółki. Szybko
zorientowałam się, że nie wiem, gdzie jestem. Zapewne byłam tak
zamyślona, że ominęłam zarośnięty wysoka trawą skręt.
Miejsce, w którym obecnie się
znajdowałam, nie przypominało znanego mi lasu, otaczały mnie wokół
potężne drzewa. Wszędzie były dęby, buki oraz klony o potężnych
konarach. Zdziwił mnie fakt, że ręce miałam pokaleczone od
sosnowych igieł, a wokół nie było ani jednego drzewa tego
gatunku. Przecież las, w którym zazwyczaj biegam jest iglasty! - Ta
myśl mocno mnie zaniepokoiła. Z zadumy wyrwał mnie trzask gałęzi.
Coś lub ktoś się do mnie zbliżało. Po chwili dostrzegłam
najpierw łeb, a później całą sylwetkę konia:
Cały czas nie mogłam wyjść z
osłupienia. Przede mną stał najprawdziwszy jednorożec. Pamiętam,
że tata opowiadał mi często baśnie, w których pojawiały się te
magiczne istoty. Marzyłam wtedy by zobaczyć białego jednorożca.
Podobno takie spotkanie przynosi szczęście. Biały może tak, a
czarny? Postać, która znajdowała się na wyciągnięcie ręki,
była niższa w kłębię od koni, jakie spotykam na co dzień w
stadninie, bo chyba zapomniałam dodać, że jazda konna to moja
pasja. Pewnie dlatego ten ma taki mały róg, którego nie zobaczyłam
na pierwszy rzut oka. Co ciekawe: sam róg był biały. Jednorożec
był dobrze umięśniony, a jego pysk był smukły z chrapami, które
przypominały mi nozdrza typowego konia. Zwróciłam uwagę na jego
wielkie, piękne oczy, w których gościł smutek. Ogon i grzywa
lśniły, jakby odbijając przebijające się przez liście
promienie słońca. Słowa, które padały z jego ust brzmiały
melodyjnie i nie zakłócało ich parskanie typowe dla konia.
Historia, którą mi przedstawił,
była alternatywną opowieścią tej, którą znałam ze stron
książki mojego ojca. Czarny jednorożec opowiadał, a ja
zafascynowana słuchałam jego opowieści. To, co mi przedstawił,
całkowicie nie zgadzało się z wersją znaną czytelnikom.
Nieprawdą było to, że dziadek starał się uchronić dzieci od zła
zamieszkującego Baśniobór. Z opowieści wynikało, że Stan
Sorenson był złym czarnoksiężnikiem, który potrzebował dzieci,
aby uwolnić prastare zło. Jednorożec przedstawiał i argumentował
swoją wypowiedź w taki sposób, że trudno było w nią nie
uwierzyć. Oczami wyobraźni zobaczyłam, jak „poczciwy dziadek”
spiskuje z Bahumatem. Muriel Taggert, w tym samym czasie, stosowała
różne zaklęcia, aby nie dopuścić demona do władzy nad światem.
Mój ojciec popełnił błąd, jeśli taki można znaleźć w
powieści fantastycznej. Pomylił dobro ze złem, tym samym
skrzywdził tych, którzy naprawdę ratowali świat.
Drrrrrrrrrrrrrrrryń!
Dźwięk budzika
obudził mnie wcześnie rano. Spojrzałam przez balkonowe okno i
widząc piękną pogodę poczułam wielką ochotę na poranny
jogging. Poczułam jednak jeszcze większą chęć spisania historii,
która wydarzyła się wczoraj. Wczoraj? Spojrzałam w okno,
niedaleko dostrzegłam malutkiego konia, który ze spokojem pasł się
na łące.
Dokonałam wyboru. Usiadłam
i napisałam opowieść inną niż wszystkie, jakie napisał mój
ojciec. Mam nadzieję, że on i czytelnicy mi wybaczą.
Weronika G.
"upadek o wystający korzeń" - chyba potknięcie... W niektórych miejscach zgubiły się ogonki. Coś pozjadało niektóre przecinki. "przedstawiał i argumentował swoją wypowiedź" - kontaminacja składniowa. +2 opis przeżyć, wzbogacony opis postaci.
OdpowiedzUsuń