„Będę uczył się z przeszłości, żył teraźniejszością i ufnie patrzył w przyszłość."

czwartek, 26 lutego 2015



Karol Dickens „Opowieść wigilijna”

*
Moja szkoła znajduje się w Sosnowcu przy mało ruchliwej, ale wąskiej ulicy. Budynek ma trzy piętra i pomalowany jest na żółty, pomarańczowy i czerwono-bordowy kolor. Na parterze mieści się sekretariat, gabinet pani dyrektor, mała sala gimnastyczna, jadalnia, kuchnia i przedszkole.
Z parteru można przejść do szatni w piwnicy lub na pierwsze piętro schodami po prawej stronie, a na wyższe piętra po lewej. Na pierwszym piętrze słychać krzyk pierwszych, drugich i trzecich klas. Nad rozwrzeszczaną gromadą sale mają czwarte (w tym moja omega), piąta i szósta klasa. Nasze piętro ma najfajniejszy i największy hol, ale także, dla niektórych „pomieszczenie grozy” czyli pokój nauczycielski. Najwyższe piętro, królestwo gimnazjum, budzi pewien lęk. Ściany pomalowane są na ciemno zieloną barwę, wszyscy siedzą w klasach, a korytarze są puste. Na szczęście nie muszę tam często zaglądać, bo mam tam tylko informatykę, raz w tygodniu. Sale wyposażone są w komputery, niektóre w tablice interaktywne, a maluchy mogą się wyszaleć w specjalnej sali zabaw.
Moim rodzicom i mnie szkoła spodobała się od pierwszej wizyty, ponieważ w przeciwieństwie do innych jest mała. Mamy liczące niewiele osób klasy, dzięki czemu nauczyciele poświęcają każdemu więcej czasu. Jesteśmy zintegrowani, znamy się dobrze więc sobie ufamy i nie boimy się zostawiać swoich, nawet cennych rzeczy. Nie martwimy się o przemoc lub agresję. Starsi nie dokuczają młodszym. Panuje tu miła i przyjemna atmosfera.

*
Każdy uczeń ma inną wizję szkoły z przyszłości. Jaka jest moja?
Wyobraź sobie, wysoki zbudowany z luster weneckich wielki budynek. Nie musisz do niego jeździć samochodem czy autobusem, tylko teleportujesz się prosto z domu od razu na lekcje. Budynek otacza kolorowy ogród z roślinnością zebraną z całej galaktyki. W czasie przerw można w nim podziwiać florę i odpoczywać na świeżym powietrzu dostarczanym przez pompy, które wymyślono gdy poziom zanieczyszczenia zagrażał życiu ludzi i natury.
Znajduje się tu tylko szkoła podstawowa, nie ma gimnazjum ani liceum. Sale są małe i, mimo tego, że jest w nich mnóstwo elektroniki, bardzo przytulne. Każdy uczeń siedzi na masującym fotelu, który dopasowuje się do jego ciała. Nikt nie ma więc problemów z wadami postawy. Ławki nie są potrzebne, bo tablety unoszą się na odpowiedniej wysokości.
Klasy podzielone są według zainteresowań. Oprócz narzuconego programu każdy rozwija swoje hobby. Gdybym do niej chodziła moja klasa jeździłaby konno i zajmowała się hipologią.
Wiadomości przekazywane są, nie przez książki, tylko za pomocą wirtualnych tabletów-ekranów. Nauczyciele wyświetlani są za pomocą hologramu. Dzięki teleportom możesz widzieć na żywo rzecz, o której akurat się uczysz. Jeśli tematem lekcji jest Antarktyda każdy wpisuje adres, naciska guzik i znajduje się w wybranym miejscu. Mamy także możliwość przenoszenia się w czasie i oglądania historycznych wydarzeń. Wszystko to oczywiście nadzoruje nauczyciel i inni opiekunowie.  
Wszystkie te innowacje motywują dzieci do nauki i sprawiają, że szkoła nie wydaje im się taka „zła”.

*
Szkoła z książki, o której chcę napisać to uczelnia z okresu, kiedy polska była pod zaborami. Autorem książki jest Alfred Szklarski, a ona nosi tytuł Tomek w krainie kangurów”. Na pewno nikt z nas nie chciałby uczęszczać do tego gimnazjum, i to nie dlatego, że nie było elektroniki, wyjazdów na basen i wycieczek. Był to początek dwudziestego wieku, więc jeszcze nie było takich udogodnień. Był to okres, kiedy tak naprawdę nie było Polski. Dzieci i młodzież uczono tylko języka zaborców czyli w tym przypadku rosyjskiego. W szkole była surowa atmosfera, a uczniów karano za polską mowę i polskie tradycje. Nauczyciele nie byli sprawiedliwi i oceniali według pochodzenia i działalności rodziców. Dyrektor szkoły wyznaczał uczniów, których rodzice podkreślali swoje polskie korzenie, do gorszego traktowania. W szkole uczono fałszywej historii i błędnej geografii, aby uczniowie zapomnieli o przeszłości swojego kraju. Nagradzano lizusów i donosicieli.
W tamtych czasach sama szkoła wyglądała inaczej niż dzisiaj. Szkoły były podzielone na męskie i żeńskie. Sama książka niewiele mówi o wyglądzie budynku, rozmieszczeniu klas, dlatego postanowiłam poszukać informacji w innych źródłach, jak wyglądały szkoły na początku XX wieku. Budynki w tamtym okresie były szare, dlatego szkoła nie miała tak wesołych barw jak dziś moja. Wnętrza klas były również nudne i surowe. Brakowało śladów dziecięcej obecności. Najważniejszym miejscem była katedra, przy której siedział nauczyciel oraz duża, czarna tablica, gdzie odpytywano uczniów. Nauczyciel wywoływał uczniów nie po imieniu, lecz nazwisku. Ławki były drewniane, często niewygodne, a pulpity z miejscem na kałamarz. Zamiast rysunków i zdjęć uczniów wieszano portret cara, często nawet jego rodziny.

*
Wybrałam cytat z „Wigilijnej Opowieści” na tytuł, ponieważ uważam, że pasuje do napisanego przeze mnie tekstu. „Będę uczył się z przeszłości...” - na szczęście szkoła Tomka Wilmowskiego to już historia. „... żył teraźniejszością...” - bardzo podoba mi się moja szkoła i chciałabym by inni też mogli uczęszczać do niej. „... ufnie patrzył w przyszłość.”- mam nadzieję, że następne pokolenia będą miały wspaniałe szkoły.


Weronika G.


Nika Nikowa's Slidely by Slidely Slideshow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
FREE BLOG TEMPLATE BY DESIGNER BLOGS