Jak to kiedyś bywało w szkole - opowiada Kajtek.

sobota, 21 lutego 2015

    Została zadana mi praca domowa. Polega ona na tym aby dowiedzieć się jak kiedyś wyglądała szkoła. Ale zanim zacznę opowiadać, jak to było kiedyś, napiszę Wam
jak to jest dzisiaj.
    Jest rok 2115. Wstaję rano, jem śniadanie portal jest już przygotowany do przeniesienia mnie do szkoły. Tam czekają na mnie koledzy i nauczyciel - robot (uczy on wszystkich przedmiotów szkolnych, jest naszym wychowawcą i opiekunem). Każda klasa
ma swojego nauczyciela. Miejsce, w którym się uczymy jest nowoczesne. Każdy uczeń posiada biurko z wbudowanym dotykowym komputerem, który służy jako zeszyty
i książki jednocześnie . Dla nas zielona szkoła to nie problem ponieważ klasa(jako pomieszczenie) umie się przemieszczać z bardzo dużą prędkością(zamienia się w kulę
i odlatuje tam gdzie trzeba np.: na Mount Everest czy do Tokio, wszędzie gdzie Ci się zamarzy). Roboty przekazują wiedzę o świecie zabierają nas dokładnie w miejsca,
o których właśnie się uczymy. Gdy chcemy dowiedzieć się jak zatonął Titanic, to nasz wychowawca zabiera nas w głębiny oceanu, dokładnie tam gdzie leży wrak opisując
w szczegółach całe zatonięcie. Bardzo często wędrujemy po ludzkim organizmie, ucząc się jak on działa. Sala zmniejsza się do rozmiarów ziarenka grochu i wchodzimy bezpośrednio do ludzkiego ciała obserwując jak działają poszczególne narządy wewnętrzne. Dzięki temu ludzie żyją dłużej i medycyna jest coraz lepsza.
   Zapytałem moją babcię jak wyglądała jej szkoła. Opowiedziała mi jak było w czasach kiedy ona się uczyła. Dowiedziałem się wielu zaskakujących rzeczy.
Po pierwsze nauczycielem była osoba i do każdego przedmiotu był inny nauczyciel.
Po drugie klasy były liczniejsze niż nasze. Każdy z uczniów miał przybory szkolne takie jak pióro, ołówek i kredki, pisali w zeszytach i uczyli się z książek. Niekiedy mogli używać internetu. Do szkoły jeździli takim czymś jak samochód. Biegali i wykonywali różne trudne ćwiczenia i to nazywali wychowaniem fizycznym!!!!!!!
Na wf-ie rozgrzewka jest bardzo prosta, najpierw rozgrzewa się głowę a potem resztę ciała. Ćwiczenia główne są ciekawe, zawsze jest co innego, raz jest koszykówka a niekiedy zbijak, i każdy ćwiczy to co lubi najbardziej.
   Najciekawsze są zajęcia z przyrody, fizyki i chemii. Wszyscy sami wykonujemy doświadczenia w pełni wyposażonych laboratoriach(czasami bezmyślne pomysły przychodzą nam do głowy). W szkole mamy praktycznie wszystko co nam potrzebne.
W starszych klasach prawdopodobnie będziemy latać w kosmos.
   Na strychu mojej babci znalazłem skrzynie, w której, jak ona twierdzi, były książki.
No i znalazłem kilka fajnych i ciekawych tytułów. Parę tytułów mnie zainteresowało. „Mikołajek” Rene Goscinny jest jedną z nich, i tam jest opisane dokładnie tak jak mówiła moja babcia, są pióra i ołówki no i kredki, samochody i wiele innych ciekawych rzeczy. Na przykład ludzie mówili w różnych językach w przeciwieństwie do dnia dzisiejszego, gdzie porozumiewamy się wszyscy jednym językiem.
   Następną książkę, którą wyciągnąłem jest „Akademia Pana Kleksa” Kornela Makuszyńskiego. Była tam opisana szkoła sto razy śmieszniejsza niż jakiekolwiek znane mi do tej pory. Szkoła mieściła się na końcu „pysznej” ulicy Czekoladowej. Trzypiętrowy budynek otoczony jest ogromnym parkiem i wysokim ceglanym murem.
Mur ma niezliczoną ilość drzwi, które są drogami do różnych bajek.
W tej akademii uczy się dwudziestu czterech chłopców tylko na pierwszą literę alfabetu
w imieniu czyli A. Budzenie rozpoczynało się i kończyło bardzo szybko dokładnie o piątej, Mateusz(czyli gadający ptak pana Kleksa) otwierał śluzy mieszczące się na suficie
z lodowatą wodą która po kroplach spadała dzieciom dokładnie na nosy. To była całkiem nie zła szkoła tylko ja nie mógłbym się tam uczyć bo zaczynam się na literę K lecz moja siostra załapała by się.
   Nie mogłem uwierzyć, czytając „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren, że po drugiej wojnie światowej w Szwecji, dzieci z całej wioski uczyły się w jednej klasie. Choroba pani sprawiła, że dzieci miała wolne. Klasa ogrzewana była piec em kaflowym. Dzieci siedziały w ławkach w których wyciętych był otwór na kałamarz z atramentem. Pisano stalówkami a dzieci miały poplamione palce.
   Bez względu na to, w której epoce są dzieci, zawsze lubiły swoje towarzystwo, zabawy
i przyjaźniły się ze sobą.
Dzieci zawsze chodziły do szkoły, zdobywały wiedzę i były ciekawe świata.

Nagle coś mnie dotknęło!
- Kajtek wstawaj do szkoły – usłyszałem głos mamy. I okazało się, że to wszystko to był tylko sen.

Kajtek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
FREE BLOG TEMPLATE BY DESIGNER BLOGS